"Książka trochę niepoważna, a miejscami owszem. Główna bohaterka – pani
Eustaszyna, mająca tak naprawdę na imię Jadwiga – przedwojenna
„ahystokhatka”, jest postacią niesamowitą. Walka ze służbą zdrowia,
rewolucje domowe, organizowanie życia męża, loty samolotem, obrót
nieruchomościami czy napisanie książki? Wszystko to drobiazgi dla naszej
bohaterki. Głównym jej zadaniem jest odgrywanie wiodącej roli w życiu
wszystkich znanych jej osób ze szczególnym uwzględnieniem bratanicy męża
i jej mężczyzn, czyli jednego nieco safandułowatego inżyniera i jednego
bardzo przystojnego lekarza kardiologa. Którego z nich wybierze
bratanica? A właściwie – którego z nich wybierze dla niej jej ciocia?
Jak pani Eustaszyna przemebluje świat, co zarządzi i czym zaskoczy
znanych i nieznanych jej ludzi? Opisywane tu sytuacje mogły się zdarzyć,
albo i nie... Ale czytać o nich trzeba z przymrużeniem oka. Bo po to
zostały opisane – żeby rozbawić i nieco rozświetlić szare dni..."
Pani Ulatowska zadebiutowała jakiś czas
temu przyjemną serią "Sosnówka", po której niewymagającemu
czytelnikowi robiło się na sercu całkiem błogo. Tylko i wyłącznie dlatego, że
czas przy czytaniu Sosnówkowej serii spędziłam przyjemnie i bez wyrzutów
sumienia, że czytam taki rodzaj literatury sięgnęłam po kolejny wypiek Pani
Ulatowskiej. Oczywiście z nadzieją, że będzie jeszcze cieplejsze od swoich
dwóch poprzedniczek.
Przeczytałam pierwszych kilkanaście stron,
kiedy zaczęłam poddawać w wątpliwość kwestię mojego wzroku. Nadziwić się Pani
Ulatowskiej nie mogę jak bardzo można nie szanować inteligencji czytelnika, aby
wydać coś, co
nie zasługuje nawet na miano papieru toaletowego. Ciężko opisać moje ogromne
rozczarowanie, wkurwienie, złość i cierpienie, po tym
co zaserwowały mi Przypadki, które są nijakie, rozwlekłe i przyprawiające
czytelnika o narkolepsję.
Książka miała być „trochę”
niepoważna. Trochę to do cholery, niezbyt adekwatne określenie, tego co
otrzymałam za 32zł. Nie wiem jak i po co dobrnęłam do końca, ponieważ szlag
trafiał mnie już od pierwszych stron. Może nikła, jednak naiwna nadzieja na
zaskakujące zakończenie, które zrekompensowałoby mi poniesione straty
moralno-intelektualne? No na przykład śmierć głównej bohaterki i pewność,
że Bóg jednak strzeże nas wszystkich przed takimi pustymi, Dulskimi
Eustaszynami?
Nie mam kompletnie nic do starszych pań,
ani tym bardziej do starszych datą arystokratek. Jednak jeżeli taka Pani ma coś
z głównej bohaterki tejże książki, uruchamia się we mnie jeden z pradawnych,
jednak jak najbardziej na miejscu - instynktów: uwaga zagrożenie,
spierdalać, uciekać gdzie pieprz rośnie!
Główna bohaterka to prawie
osiemdziesięcioletnia, głupawa emerytka, która swoim zachowaniem udowadnia
całemu światu, że jako jedyna zeżarła wszystkie rozumy świata i wie: co, kto z
kim, gdzie i po co powinien: mówić, robić, wybierać, srać, uprawiać sex.
I Was ustawiłaby również po swojemu, czy to by Wam się spodobało, czy nie. Jak
miałam się tym nie zirytować i pozbyć się chęci zabicia głównej bohaterki? Moja
szczęka dostała takiego szczękościsku, że dziwie się, że wszystkie kły mam na
swoim miejscu.
Perypetie "Przypadków Pani
Eustaszyny" są okropnie nieśmieszne. Jako osoba zdrowa, w pełni sił fizycznych (wydaje mi się, że nie można
tu mówić o pełni sił umysłowych, bo te babsko jest umysłowo chore) - przychodzi
do lekarza wielce zaskoczona i oburzona widząc czekający sznur ludzi w
poczekalni. Nie zważając na to, że w kolejce mogą być osoby przecież o wiele
bardziej potrzebujące wizyty lekarskiej, zachowuje się jak Królowa Bona -
jedzie po Panią Minister, aby ta załatwiła za nią, to co każdy człowiek musi
przeżyć – (nie)cierpliwego odczekania na swoją kolej. Jakby dopiero dziś się
urodziła i nie wiedziała jakie zasady panują w miejskich przychodniach. Eustaszyna
jest egoistyczną, prostą jak autostrada, przymykającą oczy na cierpienie innych
(obcych sobie) ludzi starą krową. Był to po prostu (jeden z wielu) niesmaczny i
mało zabawny przypadek Eustaszyny.
Podobnie jest z remontem kuchni, gdzie nowe
kuchenne meble wg Pani Ulatowskiej oznaczają: mieć to znaczy być, bo im więcej
osób pozazdrości, tym będę lepsza, szczęśliwsza, bardziej wartościowa. Koszmar.
Kolejną zmorą jest jej mąż (jak i wszyscy inni bohaterowie). Cisną się na usta,
a raczej na palce niestosowne wyrazy. Te łagodniejsze to: pantoflarz, flak z
olejem, bierny aż do szpiku kości posługiwacz swojej
żony, rozmemłany, przegotowany stary cap. Po prostu łapy opadają i już nie mają
siły przerzucać kolejnych kartek. Zastanawia mnie, kto lubi czytać o takiej
pasywności życiowej, życiowej niedojdzie, która nie
zmienia się (jak i wszyscy inni bohaterowie), aż do zakończenia tej pożal się
boże książki.
Cała rodzina Pani Eustaszyny (jak i wszyscy
inni bohaterowie) są kompletnie pozbawieni charakteru: nijacy i durnowaci. Podobni
do krów (przepraszam biedne krowy) idących na rzeź, są obojętni na włażenie
Eustaszyny do każdego zakamarka ich życia. We wszystkim jej ustępują,
przyklaskują, mając zerową odwagę do powiedzenia głośno, tego co tak naprawdę w
tych zakutych łbach myślą. Eustaszyna ingerując w życie wszystkich osób,
sprawia, że człowiek ma ochotę nią potrząsnąć i głośno
zawyć nad wszystkimi osobami, które tak łatwo jej się podporządkowują i cechują
się upartym niemyśleniem. Wydaje mi się, iż ta franca potrafiłaby wejść również
w odbyt jeżeli miałaby ku temu odpowiedni poślizg.
Gdyby książka była moja, wyrywałabym kartki
na znak buntu i niezgody, że coś takiego można wypchnąć na rynek wydawniczy.
To co mnie dodatkowo doprowadzało do
szewskiej pasji i wkurwienia, to eksponowanie zakupów w Ikei, Next`cie,
jedzenia w Sfinksie oraz picia kawy w Coffee Heaven. Co to do diabła miało być?
Reklama, niezgrabnie wkomponowana w fabułę książki? Pani Maria mogłaby chociaż
ten jeden (z wielu) żenujących elementów pominąć, bo co jak co, ale chodzenie i
lansowanie się w powyższych miejscach wcale nie podnosi atrakcyjności i
wartości
osoby, która dokonuje w nich zakupów.
Może dla Pani Ulatowskiej jest to (idiotyczna) cenna wskazówka dla
starszych kobiet, aby mogły poczuć się młodziej? Wielka szkoda, że nie napisała o zakupach w sklepie Durex, bo może jako
babcia dostałaby niemałą promocję na zestaw prezerwatyw Arouser? Wiecie,
to te które mają stymulującą, prążkowaną powierzchnię i niezły (gadżet)
zbiorniczek na końcu. AAAUUUUU….
Styl pisania i nieudane żarty wprowadzone w
dialogach przyprawiają o zgrzytanie zębów. Książka irytująca, za długa, za
nudna, za prosta, za banalna, za debilna. Zbyt dużo jest w niej gadania o
niczym, jest zbyt idyllicznie, zbyt cukierkowo, zbyt wkurwiająco.
Dialogi wymuszone, nienaturalne, żenujące i bardziej płytkie od brodziku w
łazience.
Raczej nikt nie marzy o wykreowanym przez
Panią Ulatowską świecie, w którym nadproduktywna, starsza
Pani podejmuje decyzje w każdej możliwej materii, począwszy od zakupu sprzętu
AGD po wybór przyszłego małżonka - oczywiście nie dla siebie. Czy taka miłość
do rodziny usprawiedliwia wszystko? W tym Przypadku zdecydowanie nie. To jest
po prostu chore.
Jestem pod ogromnym wrażeniem cierpliwości i
tolerancji jaką przejawiają bohaterowie (i inni) wobec Pani
Krzewicz-Zagórskiej. Ja wytrzymałabym z taką osobą maksymalnie 10 minut, by po
tym czasie (nie)grzecznie kazać jej spierdalać wynosić się z mojego
życia.
Po sympatycznej serii "Sosnówka",
Pani Ulatowska stworzyła niezgrabny zlepek, który bardzo ciężko jest przełknąć.
Po pierwsze szkoda czasu, bo z książki nie wyniesiecie nic, ani nie spędzicie
czasu miło i przyjemnie, po drugie wydacie pieniądze na bohaterkę, którą ja
osobiście bym zakopała w piachu modląc się o to, by już nigdy nie
zmartwychwstała w drugiej części.
Nie wiem dla jakiego czytelnika dedykowany
jest ten przypadek, bo na pewno nie dla fanów Sosnówki. Jeżeli jednak żyjecie w
przekonaniu, że włażenie buciorami w czyjeś życie jest jak najbardziej na
miejscu – spodoba się Wam taki chłam.
"Przypadki" są przypadkiem beznadziejnym i mnie jako osobę,
która przeczytała w swoim życiu sporo różnych książek - po prostu obrażają.
A Pani Ulatowskiej dedykuje jeden, wielki ryk pełen bólu,
smutku i zaskoczenia, że zdzieliła swoich fanów czymś tak mocno przykrym.
AAAAUUUUUUUUUU
Moja ocena: 1/6
Maria Ulatowska. Przypadki Pani Eustaszyny. Wydawnictwo Prószyński Media, okładka miękka, liczba stron: 424