piątek, 5 lipca 2013

Gra o Ferrin. Katarzyna Michalak



Gra o Ferrin - Michalak Katarzyna "Po śmierci siostry bliźniaczki, Karolina, pełna oddania lekarka pogotowia ratunkowego, postanawia odejść do Ferrinu - świata, o którym marzyła od najmłodszych lat. Rytuał przejście otwiera przed nią drzwi do wymarzonej krainy, okazuje się jednak, że w Ferrinie trwa okrutna wojna. Karolina, tu zwana Anaelą dell`Iderei, Gwiazdą Ferrinu, Pierwszą z Przepowiedni, staje się przedmiotem walki między siłami dobra i zła. Eleuzis dell`Soll, władca Świata Elfów, Sellinaris WeddSa`ard - władca Darakii, Świata Duszobójców oraz Berenika de Sanctis mająca we władaniu Krainę Czarodziejek chcą wykorzystać Karolinę do własnych celów. Żadne nie ma czystych intencji - każde z nich chce wygrać wojnę... Na szczęście nawet w czasach konfliktu znajdują się tacy, którzy potrafią zrezygnować z prywatnych korzyści. Wraz z oficerem Darrkii, następcą ferrińskiego tronu oraz wygadanym jednorożcem imieniem Saris, Anaela dell`Iderei staje do samobójczej misji, której celem jest ocalenie świata, o którym zawsze marzyła. Kto stoi za Wielką Wojną? Dziewczyna powoli odkrywa prawdę, która mrozi jej krew w żyłach... Czy można obdarzyć miłością kogoś, kto jest największym wrogiem wszystkiego, co najdroższe? Przepowiednie nie kłamią, ale ich dopełnienie będzie się wiązało z nadludzkim wysiłkiem. A gdy przyjdzie do ostatecznej rozgrywki, Anaela będzie musiała wybrać między serdeczną przyjaźnią, a zapiekłą wrogością..."

 Gra o tron Ferrin

Obecnie Pani Michalak ma w swoim dorobku literackim przede wszystkim książki obyczajowe. Niedawno wyszło „szydło z wora” czyli coś, co miało być kryminałem erotycznym lub inaczej zwaną powieścią z pieprzykiem (czytajcie: powieścią z pierdoleniem o niczym, albo o pierdoleniu wszystkiego co się rusza). Poza tym w jej dorobku można dogrzebać się książki, która została okrzyknięta mianem fantasy!

Na okładce porównano Panią Michalak i jej Grę o Ferrin do damskiej wersji Sapkowskiego. Jeśli tylko z tego względu zamierzacie kupić Ferrin to głośno ryczę: nie dajcie się nabrać, bo będziecie przeklinać swoją naiwność i niewłaściwie ulokowane pieniądze. Porównanie choćby jednego zdania z „Gry o Ferrin” do stylu pisania Pana Sapkowskiego jest kompletnym nieporozumieniem i poważnym afrontem skierowanym w jego stronę. Książka jedynie nadaje się na świetny poradnik jak napisać totalnego gniota fantasy, albo jak pisać fantasy, by inni nas nie czytali i omijali szerokim łukiem. 

Podejrzewam, że zamiarem autorki było stworzenie czegoś nowego w skromnym dorobku polskiej fantastyki. I nie ma się co temu dziwić, bo wydaje się to naturalnym odruchem każdego pisarza. Jednak Pani Katarzyna tak bardzo chciała zaskoczyć czytelników swoją wyobraźnią, że nie tylko potrafi pisać tak zwane „kobiece czytadła” ale również i te cięższe gatunki literackie. I wiecie co narodziło się z fantazji Pani Michalak? Potwór! Groteskowy potwór fantasy, który będzie straszył Was swoim infantylizmem i płytkością. 

Oryginalność to jedna z cenniejszych rzeczy w dzisiejszym świecie powieści. W wymyślonym świecie Pani Katarzyny jej akurat nie znajdziecie.  Dlatego „Gra o tron” tfu! Gra o Ferrin spodoba się komuś, kto lubi oklepane tematy: baśniową krainę rodem z Narnii, magię, elfy, krasnoludy (z brodami koloru tęczy!) i wiecznie nieśmiertelną miłość, zdradę i trzech amantów w porywach do pięciu, dla których sex (w Ferrinie: pieprzenie) jest wyznacznikiem mężczyzny seksistowskiego doskonałego.

To, że autorka umieściła w swojej książce wyżej wymienione elementy wcale nie oznacza, że stworzyła fantasy w całym tego słowa znaczeniu. Niby świat fantasy tworzy autor sam na własnych zasadach, według własnego gustu i widzimisię.  Ma być dobrze opowiedziana historia, ciekawi bohaterowie i chociaż jedna głębsza refleksja, która będzie naszym prywatnym owocem zerwanym z książki. Co zafundowała mi Pani Michalak? Błazenadę, totalną ignorancję i żenujący, niedopracowany styl pisania. Fabuła jest pokręcona, chaotyczna i do końca nie wiadomo co tak naprawdę chciała przekazać, pokazać, wymyślić, przedstawić autorka. 

Zdaję sobie sprawę, że kiczowate wymysły autorów opisane sprawnie, czyta się dobrze. W książce „Gra o Ferrin” w przyjemnym czytaniu przeszkadza w zasadzie wszystko. Począwszy od nieudolnego prowadzania postaci, totalnego chaosu w fabule, aż po brak znajomości faktów i prawidłowego odmieniania wyrazów przez autorkę. 

Na przykład główna bohaterka: Karolina to 23 letnia wykwalifikowana lekarka, a z tego co mi wiadomo w tym wieku powinna być jeszcze na studiach, a o wysokim wykwalifikowaniu i doświadczeniu w zawodzie na tym etapie edukacji może sobie jedynie pomarzyć. Takich błędów jest w książce sporo, co mnie okropnie drażni i jeży sierść na futrze. Mam wrażenie, że autorka wymyśliła sobie to czego nie wiedziała, bo nie chciało się jej zaktualizować swojej wiedzy. A wiadomo, że inteligentny czytelnik porównuje swoją wiedzę, z tym co aktualnie czyta i kiedy zauważa, że autor wykazuje kompletną ignorancję dla powszechnie znanych faktów ma wrażenie, że się z niego robi zwyczajnego głupka.  

Nie ma sensu już czepiać się utartych schematów wprowadzonych w życie bohaterów, ale język jakimi się oni posługują wołają o pomstę do piekła. Elfy Pani Katarzyny powinny krzyczeć z oburzenia i zgrozy, po tym jak zaserwowano im iście wyszukany elficki język. Włożenie naszych polskich przekleństw w usta elfów jest po prostu debilizmem, głębszym niż studnia głupoty bez dna. Tego po prostu się elfom nie robi! Fantasy musi mieć odpowiedni klimat, a tym co go niszczy śmiertelnie, jest nietrafne wykreowanie języka bohaterów. Każdy z nich jest nieprzekonujący i miotający się między sobą, sprawia to wrażenie jakby autorka nie wiedziała jak dalej ich prowadzić, w związku z czym giną na kolejnych kartkach i wspomnienie o nich całkowicie zanika. Wszyscy z nich działają na nerwy, są płacy nijacy, tacy sami, albo różnią się od siebie większą lub mniejszą ilością wspaniałych mięśni oraz ilości zaliczonego pieprzenia bzykanka. 

Jedyny plus książki to taki, że czyta się ją bardzo szybko, jednak nieudolność pisania autorki sprawia, że książka zgrzyta i łamie szare komórki mózgowe. Po raz kolejny (już nie wiem który) Pani Michalak obraża inteligencję czytelników produkując wiele neologizmów i popisując się nieznajomością odmiany rzeczowników. Przykładowo: (cytuję:) „opuszkiem”. Słowo „opuszka” w dopełniaczu brzmi „opuszki”, w narzędniku „opuszką”. Dotknęła (kim, czym) opuszką, nie opuszkiem… Czy płodnemu pisarzowi można wybaczyć takie niedociągnięcia? Kolejny popis wyszukanego słownictwa: „Spojrzała nań oczyma zranionej łani”. Zastanawiam się gdzie kończy się fantasy wg Michalak, a zaczyna płytki harlequin wymieszany z elementami fantastycznymi?

Desperacja w sileniu się na oryginalność Pani Katarzyny widoczna jest w licznych „zapożyczeniach”, które autorka bierze garściami od innych. Mam na myśli jej zapewne ulubione zdanie, które przewija się co kilkadziesiąt kartek książki, a mianowicie: „Bądź wierna. Idź”. Ci z Was, którzy czytają Herberta od razu zauważą rażące podobieństwo do przesłania Pana Cogito, które kończy się jakże zaskakującym zdaniem „Bądź wierny Idź”.  Czy to też zdarza się płodnym pisarzom, czy po prostu jest to żałosny hołd złożony Panu Herbertowi? Oczywiście o skojarzeniach nazwiska puszczalskiej Agnessy de Sade żal już sobie strzępić pazur. 

Autorka napisała na swoim blogu, że „Gra o Ferrin” jest powieścią jej życia. Jeżeli tak właśnie myśli o Ferrinie to własnym brakiem samokrytyki udowadnia, że już gorzej być nie może. Podsumowując książka jest prostacka bez żadnej filozofii, a pieniądze które na nią wydacie równie dobrze możecie potraktować jako papier toaletowy. Jeżeli macie ochotę na naprawdę smaczną polską fantasy polecam m.in. wspomnianego Sapkowskiego, Dukaja, Piekarę, czy Pilipiuka, którzy czytelników nie traktują jak kompletnych kretynów. 

Moja ocena: 1/6

Katarzyna Michalak, Gra o Ferrin, Wydawnictwo Albatros, okładka miękka, stron 422

1 komentarz:

  1. Hahha śmiałam się do rozpuku przy tej recenzji. Świetna! Po książkę nawet nie chciałam sięgnąć nigdy jakoś, mam awers do polskich autorek fantasy... prócz Agnieszki Tomaszewskiej, ale to inna kategoria. No ale widać, że dobrze, że nie wydałam na tę pozycję żadnych pieniędzy, bo bym sie nieźle przejechała...

    OdpowiedzUsuń