"Po śmierci siostry bliźniaczki, Karolina, pełna oddania lekarka
pogotowia ratunkowego, postanawia odejść do Ferrinu - świata, o którym
marzyła od najmłodszych lat. Rytuał przejście otwiera przed nią drzwi do
wymarzonej krainy, okazuje się jednak, że w Ferrinie trwa okrutna
wojna. Karolina, tu zwana Anaelą dell`Iderei, Gwiazdą Ferrinu, Pierwszą z
Przepowiedni, staje się przedmiotem walki między siłami dobra i zła.
Eleuzis dell`Soll, władca Świata Elfów, Sellinaris WeddSa`ard - władca
Darakii, Świata Duszobójców oraz Berenika de Sanctis mająca we władaniu
Krainę Czarodziejek chcą wykorzystać Karolinę do własnych celów. Żadne
nie ma czystych intencji - każde z nich chce wygrać wojnę... Na
szczęście nawet w czasach konfliktu znajdują się tacy, którzy potrafią
zrezygnować z prywatnych korzyści. Wraz z oficerem Darrkii, następcą
ferrińskiego tronu oraz wygadanym jednorożcem imieniem Saris, Anaela
dell`Iderei staje do samobójczej misji, której celem jest ocalenie
świata, o którym zawsze marzyła. Kto stoi za Wielką Wojną? Dziewczyna
powoli odkrywa prawdę, która mrozi jej krew w żyłach... Czy można
obdarzyć miłością kogoś, kto jest największym wrogiem wszystkiego, co
najdroższe? Przepowiednie nie kłamią, ale ich dopełnienie będzie się
wiązało z nadludzkim wysiłkiem. A gdy przyjdzie do ostatecznej
rozgrywki, Anaela będzie musiała wybrać między serdeczną przyjaźnią, a
zapiekłą wrogością..."
Gra o tron Ferrin
Obecnie Pani Michalak ma w swoim dorobku
literackim przede wszystkim książki obyczajowe. Niedawno wyszło „szydło z wora”
czyli coś, co miało być kryminałem erotycznym lub inaczej zwaną powieścią z pieprzykiem
(czytajcie: powieścią z pierdoleniem o niczym, albo o pierdoleniu wszystkiego co
się rusza). Poza tym w jej dorobku można dogrzebać się książki, która została
okrzyknięta mianem fantasy!
Na okładce porównano Panią Michalak i jej Grę o
Ferrin do damskiej wersji Sapkowskiego. Jeśli tylko z tego względu zamierzacie
kupić Ferrin to głośno ryczę: nie dajcie się nabrać, bo będziecie przeklinać
swoją naiwność i niewłaściwie ulokowane pieniądze. Porównanie choćby jednego
zdania z „Gry o Ferrin” do stylu pisania Pana Sapkowskiego jest kompletnym
nieporozumieniem i poważnym afrontem skierowanym w jego stronę. Książka jedynie
nadaje się na świetny poradnik jak napisać totalnego gniota fantasy, albo jak
pisać fantasy, by inni nas nie czytali i omijali szerokim łukiem.
Podejrzewam, że zamiarem autorki było stworzenie
czegoś nowego w skromnym dorobku polskiej fantastyki. I nie ma się co temu
dziwić, bo wydaje się to naturalnym odruchem każdego pisarza. Jednak Pani
Katarzyna tak bardzo chciała zaskoczyć czytelników swoją wyobraźnią, że nie
tylko potrafi pisać tak zwane „kobiece czytadła” ale również i te cięższe
gatunki literackie. I wiecie co narodziło się z fantazji Pani Michalak? Potwór! Groteskowy
potwór fantasy, który będzie straszył Was swoim infantylizmem i płytkością.
Oryginalność to jedna z cenniejszych rzeczy w
dzisiejszym świecie powieści. W wymyślonym świecie Pani Katarzyny jej akurat
nie znajdziecie. Dlatego „Gra o tron” tfu! Gra o Ferrin spodoba się komuś,
kto lubi oklepane tematy: baśniową krainę rodem z Narnii, magię, elfy,
krasnoludy (z brodami koloru tęczy!) i wiecznie nieśmiertelną miłość, zdradę i
trzech amantów w porywach do pięciu, dla których sex (w Ferrinie: pieprzenie) jest wyznacznikiem mężczyzny seksistowskiego doskonałego.
To, że autorka umieściła w swojej książce wyżej
wymienione elementy wcale nie oznacza, że stworzyła fantasy w całym tego słowa
znaczeniu. Niby świat fantasy tworzy autor sam na własnych zasadach, według
własnego gustu i widzimisię. Ma być dobrze opowiedziana historia, ciekawi
bohaterowie i chociaż jedna głębsza refleksja, która będzie naszym prywatnym
owocem zerwanym z książki. Co zafundowała mi Pani Michalak? Błazenadę, totalną
ignorancję i żenujący, niedopracowany styl pisania. Fabuła jest pokręcona,
chaotyczna i do końca nie wiadomo co tak naprawdę chciała przekazać, pokazać,
wymyślić, przedstawić autorka.
Zdaję sobie sprawę, że kiczowate wymysły autorów
opisane sprawnie, czyta się dobrze. W książce „Gra o Ferrin” w przyjemnym
czytaniu przeszkadza w zasadzie wszystko. Począwszy od nieudolnego prowadzania
postaci, totalnego chaosu w fabule, aż po brak znajomości faktów i prawidłowego
odmieniania wyrazów przez autorkę.
Na przykład główna bohaterka: Karolina to 23
letnia wykwalifikowana lekarka, a z tego co mi wiadomo w tym wieku powinna być
jeszcze na studiach, a o wysokim wykwalifikowaniu i doświadczeniu w zawodzie na
tym etapie edukacji może sobie jedynie pomarzyć. Takich błędów jest w książce
sporo, co mnie okropnie drażni i jeży sierść na futrze. Mam wrażenie, że
autorka wymyśliła sobie to czego nie wiedziała, bo nie chciało się jej
zaktualizować swojej wiedzy. A wiadomo, że inteligentny czytelnik porównuje
swoją wiedzę, z tym co aktualnie czyta i kiedy zauważa, że autor wykazuje
kompletną ignorancję dla powszechnie znanych faktów ma wrażenie, że się z niego
robi zwyczajnego głupka.
Nie ma sensu
już czepiać się utartych schematów wprowadzonych w życie bohaterów, ale język
jakimi się oni posługują wołają o pomstę do piekła. Elfy Pani Katarzyny powinny krzyczeć z oburzenia
i zgrozy, po tym jak zaserwowano im iście wyszukany elficki język. Włożenie naszych polskich
przekleństw w usta elfów jest po prostu debilizmem, głębszym niż studnia
głupoty bez dna. Tego po prostu się elfom nie robi! Fantasy musi mieć
odpowiedni klimat, a tym co go niszczy śmiertelnie, jest nietrafne wykreowanie
języka bohaterów. Każdy z nich jest nieprzekonujący i miotający się między
sobą, sprawia to wrażenie jakby autorka nie wiedziała jak dalej ich prowadzić,
w związku z czym giną na kolejnych kartkach i wspomnienie o nich całkowicie
zanika. Wszyscy z nich działają na nerwy, są płacy nijacy, tacy sami, albo
różnią się od siebie większą lub mniejszą ilością wspaniałych mięśni oraz ilości zaliczonego pieprzenia bzykanka.
Jedyny plus książki to taki, że czyta się ją
bardzo szybko, jednak nieudolność pisania autorki sprawia, że książka zgrzyta i
łamie szare komórki mózgowe. Po raz kolejny (już nie wiem który) Pani Michalak
obraża inteligencję czytelników produkując wiele neologizmów i popisując się
nieznajomością odmiany rzeczowników. Przykładowo: (cytuję:) „opuszkiem”. Słowo „opuszka”
w dopełniaczu brzmi „opuszki”, w narzędniku „opuszką”. Dotknęła (kim, czym)
opuszką, nie opuszkiem… Czy płodnemu pisarzowi można wybaczyć takie
niedociągnięcia? Kolejny popis wyszukanego słownictwa: „Spojrzała nań oczyma
zranionej łani”. Zastanawiam się gdzie kończy się fantasy wg Michalak, a
zaczyna płytki harlequin wymieszany z elementami
fantastycznymi?
Desperacja w sileniu się na oryginalność Pani
Katarzyny widoczna jest w licznych „zapożyczeniach”, które autorka bierze garściami od innych. Mam na
myśli jej zapewne ulubione zdanie, które przewija się co kilkadziesiąt kartek książki,
a mianowicie: „Bądź wierna. Idź”. Ci z
Was, którzy czytają Herberta od razu zauważą rażące podobieństwo do przesłania
Pana Cogito, które kończy się jakże zaskakującym zdaniem „Bądź wierny Idź”. Czy to też zdarza się płodnym pisarzom, czy po
prostu jest to żałosny hołd złożony Panu Herbertowi? Oczywiście o skojarzeniach
nazwiska puszczalskiej Agnessy de Sade żal już sobie strzępić pazur.
Autorka napisała na swoim blogu, że „Gra o Ferrin”
jest powieścią jej życia. Jeżeli tak właśnie myśli o Ferrinie to własnym
brakiem samokrytyki udowadnia, że już gorzej być nie może. Podsumowując książka
jest prostacka bez żadnej filozofii, a pieniądze które na nią wydacie równie
dobrze możecie potraktować jako papier toaletowy. Jeżeli macie ochotę na
naprawdę smaczną polską fantasy polecam m.in. wspomnianego Sapkowskiego,
Dukaja, Piekarę, czy Pilipiuka, którzy czytelników nie traktują jak kompletnych
kretynów.
Moja ocena: 1/6
Katarzyna Michalak, Gra o Ferrin, Wydawnictwo Albatros, okładka miękka, stron
422
Hahha śmiałam się do rozpuku przy tej recenzji. Świetna! Po książkę nawet nie chciałam sięgnąć nigdy jakoś, mam awers do polskich autorek fantasy... prócz Agnieszki Tomaszewskiej, ale to inna kategoria. No ale widać, że dobrze, że nie wydałam na tę pozycję żadnych pieniędzy, bo bym sie nieźle przejechała...
OdpowiedzUsuń