niedziela, 7 lipca 2013

Ja, diablica. Katarzyna Miszczuk



Piekielny urząd ds. Rekrutacji nie robi najlepszego wrażenia. Nieuprzejmy demon za biurkiem, mnóstwo papierkowej roboty i tandetne obrazki na ścianach. Do tego jeszcze te kolejki! Jednak, aby stać się pełnoprawną diablicą należy spełnić dwa zasadnicze warunki. Podpisać czerwonym atramentem cyrograf i... umrzeć. A tego Wiktoria z pewnością nie planowała! To miał być kolejny wieczór w warszawskim klubie, spędzony na robieniu maślanych oczu do Piotrka, kolegi z roku. Tragiczny zbieg okoliczności? Zaplanowana intryga? Ostatnie, co Wiktoria pamięta to kilka pchnięć nożem w ciemnym parku.

Na szczęście nie takie piekło straszne, jakim je malują: Los Diablos, miasto potępionych, kusi grzeszników ofertą wiecznych wakacji w śródziemnomorskim klimacie i nieziemskimi imprezami u samego Szatana. Nawet Śmierć jest całkiem sympatyczna. Jednak znudzone demony planują wywołać rewolucję w krainie Lucyfera, i niczym u Bułhakowa, zrobić trochę zamieszania wśród śmiertelników. Jaka w tym rola Wiktorii? Sprawy komplikują się jeszcze bardziej, kiedy pojawia się uwodzicielski, złotooki i diablo przystojny upadły anioł Beleth, a młoda adeptka Piekieł postanawia wrócić na ziemię, aby rozwiązać zagadkę swojej śmierci.
W końcu... gdzie diabeł nie może, tam babę pośle.

Ja, kretynka 

W pocie czoła i szarych komórek dowlokłam się do 110 strony. Jestem w szoku. Jestem w szoku, że takie badziewie można po pierwsze napisać, a po drugie wydać. Z książką musi być naprawdę źle abym szybciej niż przeczytam, dała jej porządnego kopa w dupę.

Książka (do 110 strony) jest kompletnie o niczym. Błyskawiczne streszczenie: durnowata dziewczyna zostaje zabita jak sierota w parku, trafia do piekła, staje się diablicą i nakabaca innych, aby wybrali zamiast życia pozagrobowego w niebie - piekło. W tym wszystkim rywalizuje z aniołem, który namawia umarłych do przejścia na drugą - anielską stronę. Oczywiście w tle pojawiają się amanci. A najlepszym z nich jest PIOTRUŚ. Dobrze przeczytaliście. Piotruś. Nie Piotrek, nie Piotr - tylko Piotruś i tak aż do wyrzygania na wszystkich stronach. Dziewczyna lat ponad dwadzieścia, infantylna kretynka do kwadratu w co drugim zdaniu zachwyca się jestestwem Piotrusia, który reprezentuje sobą potężny kawał flaka w oleju i jest tępy jak gąbka w wannie. Żal, rozpacz i tragedia, ale może do niego pasuje takie coś jak Wiktoria? Równie tępa jak pieniek. Może komuś przy czytaniu przyjdzie na myśl historia Belli i przewspaniałego Edzia, ale zapewniam Was - różnice są kolosalne. W Zmierzchu przynajmniej można było się pośmiać, było nawet napięcie i akcja, a tu widać samo dno. Dno bez wody i żadnej głębi. Nurkujecie i niestety łamiecie każdą część ciała. Najbardziej jednak cierpi mózg, który zaczyna buntować się i wykonywać dziwne skręty kory. Bo: albo nie potrafi zrozumieć złożoności przedstawionej historii, albo po prostu głupota bohaterów jest tak bardzo silna, że mózg eksploduje z nadmiaru wrażeń rozbryzgując się po ścianach z niemym pytaniem: dlaczego mi to robisz?



Tu nawet nie ma nic śmiesznego. Można płakać, ale na pewno nie ze śmiechu, tylko tragizmu wykreowanych bohaterów. Każdy z nich bije na głowę i na mózg, oczywiście. Nie znajdziecie tu ani prawd życiowych, ani emocji (pozytywnych) których dostarcza dobra książka, ani napięcia potrzebnego do czytania z zapartym tchem, ani miłości, bo to co się pojawia w tej książce, to uczucie w linii prostej bez żadnej złożoności. Styl pisania zawiera się w jednym zdaniu: o kant d*** go trzasnąć i patrzeć jak spada i nie rozbija się, bo bardziej rozwalić go już nie można. Bohaterowie jak i język: niedojrzali, infantylni, przy których 15latkowie to poczciwi, umysłowi starcy. Czytając z wybałuszonymi oczami o tym wszystkim zapewniam Wam, że cofniecie się w rozwoju i to w tempie ekspresowym.


Dla kogo jest w takim razie ta książka? Chciałabym powiedzieć, że dla nikogo. Jednak nie dotrwałam do końca więc zaryzykuję, że dla osób w wieku lat nie więcej niż 14, które to jednak są świadome własnej inteligencji i biorąc się za czytanie mają świadomość, że robią to tylko dla żartu i osobistej "rozrywki". Albo dla tych wszystkich, którzy chcą wiedzieć, jak nie pisać książek. Głupia i żenująca na każdej stronie, pozostawiająca po sobie niesmak na umyśle, oczach i języku. Daje jej 1 punkt w ocenie, po pierwsze za świetną okładkę, a po drugie za to, że ze mną wygrała, bo nie byłam w stanie przeczytać jej do końca. A tak ogólnie to:



Chryste, chryste, to znaczy diablo, diablo uciekać jak najdalej!



Ja rozumiem, że książka ma wzbudzać emocje, ale te pozytywne do diabła!



Moja ocena: 1/6 


Katarzyna, Berenika Miszczuk, Ja, dabialica. Wydawnictwo W.A.B., okładka miękka, liczba stron: 416

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz