piątek, 26 lipca 2013

Joyland. Stephen King

Joyland - King StephenKing Stephen, jeden z najpopularniejszych pisarzy, powraca z pasjonującą książką „Joyland”.

Student college’u, Devin Jones, zatrudnia się na okres wakacji w lunaparku, by zapomnieć o dziewczynie, która złamała mu serce. W momencie, kiedy wydaje mu się, że nic gorszego mu się już nie przytrafi, okaże się, że będzie zmuszony zmierzyć się z czymś dużo bardziej przerażającym niż myślał: brutalnym morderstwem sprzed kilku lat i losem umierającego dziecka, którego życie nie oszczędzało i któremu nie dane było doświadczyć uroków dzieciństwa. Wszystko to sprawi, że jego świat już nigdy nie będzie taki sam...

„Joyland” to Stephen King w szczytowej pisarskiej formie, równie poruszający jak „Zielona Mila” czy „Skazani na Shawshank”. To jednocześnie kryminał, horror i słodko-gorzka  powieść o dojrzewaniu, śmierci i ludziach, którym nie dane było doświadczyć żadnych z tych rzeczy,  bo śmierć zabiera ich przedwcześnie. Książka, która poruszy serce nawet  najbardziej cynicznego czytelnika.

Joyland już nie straszy

Prawie każda powieść Kinga to wielkie przeżycie. Oczywiście książka nie musi straszyć, by robić wrażenie. Jednak wrrre uwielbia silne emocje, których Joyland niestety nie dostarcza. Wrrre myślała, myślała i myślała, czego jej zabrakło. Ano tego prawdziwego, poczciwego, jakże doskonale znanego Kinga, który poprzez snucie prostych, życiowych historii potrafi sprawić, że wrrre schowa się do szafy. Czytając Joyland, wrrre często ze znudzeniem wierciła się na kanapie, czekając, aż chociażby z zaskoczenia otworzy paszczę. I nie udało się nawet w połowie jej otworzyć.

Pomimo tego wrrre dostała wszystko, to za co kocha Stephena: dobry klimat, świetne opisane senne miasteczko i doskonale wykreowani bohaterowie. Akcja toczy się wolno, nie mniej jednak lekki styl Kinga wciąga i spędzonego czasu wrrre raczej nie może uznać za nieudany lub stracony.

Wrrre zaliczyłaby ją do porządnych obyczajówek. Joylandu wrrre nie ma zamiaru streszczać, bo fabuła jest wielkim banałem. Wrrre dostała historię obyczajową o kilku miesiącach z życia 21 letniego chłopaka i jego problemach sercowych. Przez większą część książki nie działo się w sumie nic poza opisem wesołego miasteczka i złamanym sercem bohatera, co dla wrrre jest dosyć banalne i oczywiste jak to u młodzieży bywa. Wrrre nie uważa, aby książka opisywała dojrzewanie głównego bohatera. Cztery miesiące nie czynią jeszcze wielkiego dojrzewania, tylko co najwyżej kształtowanie się, bądź zmianę sposobu patrzenia na świat i ludzi. Joyland raczej pokazuje, że tak naprawdę największym zagrożeniem w życiu człowieka jest drugi człowiek oraz ostatnią deską ratunku również jest ktoś z rodzaju gatunku ludzkiego.

Okładka i chwytliwe reklamy jak zwykle oszukały wrrre i pewnie dlatego, nowa powieść Kinga delikatnie wrrre rozczarowała. King to niestety nie ten sam King, którego zna z Lśnienia, Misery, czy Desperacji. Element magiczny jakby dodany od niechcenia, wydaje się skrojony w pośpiechu, rzucony fanom jako niechciany ochłap, by przestali jęczeć, że brakuje im magii w świecie Kinga. Wrrre kręci nosem, bo bez tego elementu książka mogłaby żyć dalej swoim powolnym życiem.

Zakończenie książki nie było dla wrrre żadnym zaskoczeniem, na co lekko pokręciła nosem, jednak nie jest to w tym przypadku jakąś znaczącą wadą. Od wątku kryminalnego, który błyskotliwy nie jest, znacznie ważniejszymi były wykreowane postacie oraz historia głównego bohatera, a do najlepszego elementu książki można zaliczyć niespieszne snucie historii, które mocno charakteryzuje styl autora. Wrrre zaliczyłaby książkę jedynie do gatunku obyczajówki z górnej półki, chociaż oczywiście zauważyła elementy kryminału, romansu i szczypty fantasy.

A co do wydania. Przeraża wrrre jedno: obojętność książki. Wrrre zastanawia się gdzie podziały się te opasłe tomiska, które tak lubiła ważyć w łapie, których ciężar i objętość stron utwierdzał w przekonaniu, że przez dłuższy czas wrrre nie rozstanie się z książką. Wrrre przeczytała ją w dwa wieczory i nie wie czy jest to rekomendacją, czy jeśli chodzi o Kinga -potężnym minusem. Wrrre skłania się ku temu drugiemu.

Podsumowując Joyland, wrrre uważa go za przeciętniaka. Osobiście nie do końca usatysfakcjonowała ją nowa odsłona autora. Gdyby czytała ją pod innym nazwiskiem zapewne nie dotrwałaby do końca. Wrrre przeczytała jedynie ze względu na świetnie skrojone postaci i elementy psychologiczne. Wrrre wie, że opisywanie mrocznych zakamarków ludzkich wychodzi Kingowi znakomicie i za to go bardzo, bardzo ceni. Ceni to również w Joyland. Fani Kinga, co oczywiste ją przeczytają, osoby natomiast które chcą zapoznać się z jego twórczością wrrre odsyła do innych jego powieści np. Misery, Lśnienie, Carrie.

Joyland to typowe, lekkie czytadło. Dla wymagających niezłej rozrywki i wartkiej akcji zdecydowanie odpada. Nie mniej jednak przeczytać można, aby po paru dniach całkowicie o nim zapomnieć. Jeżeli jednak podobnie jak wrrre, macie zamiar przeżyć chociażby kilka chwil grozy, które jeżą sierść na futrze, wrrre odradza sięgnięcie po Joyland.

Pomimo tego, że wrrre na książkę czekała z wywalonym językiem i oberwało się jej po łbie, to niezrażona wywala język ponownie i z niecierpliwością czeka na „Doktor sen”.

Moja ocena: 3,5/6

Stephen King, Joyland, Wydawca  Prószyński Media, okładka miękka, liczba stron: 336

1 komentarz:

  1. Lubię Kinga, ale "Joyland" raczej sobie odpuszczę, bo historie obyczajowe zdecydowanie nie leżą w moim guście.

    OdpowiedzUsuń