Co roku, na początku listopada na wyspie Thisby odbywa się Wyścig Skorpiona. Jeźdźcy na swoich rumakach, pięknych, ale śmiertelnie groźnych, muszą zrobić wszystko, aby dotrzeć do mety. Stawka jest wysoka – życie lub śmierć. W wyścigu bierze udział dwoje młodych ludzi: on ściga się, żeby wygrać, ona żeby przetrwać.
Wrrreszcie coś,
co nie jest tanim, banalnym romansidłem. Wreszcie natknęłam się na coś, przez
co nie muszę zgrzytać zębami gdy czytam o pięknym Edziu, zboczonym Greyu i jemu
głupiutkich, uległych. Paranormalne, młodzieżowe fantasy przyzwyczaiły nas do
takich samych, prostych historii, byle jakich bohaterów i równie żenujących
romansów. Na moje szczęście, w „Wyścigach
śmierci” niczego, co by przypominało banał nie znalazłam.
Sięgając po tę
książkę miałam mylne wyobrażenie, które nie wiem skąd się wytrzasnęło, że
większa jej cześć będzie dotyczyła tytułowych wyścigów. Jednak przez 95%
powieści poznajmy bohaterów oraz ich życie na wyspie. I co zaskakujące, żaden z
nich nie irytuje i nie drażni tak jak potrafią to robić inni w popularnych,
młodzieżowych fantasy. Mają do opowiedzenia własne historie, które mogą być
dowodem na to, że bycie niepokornym i zbuntowanym wbrew pozorom daje szansę na
osiągnięcie zamierzonego celu. Każdy rozdział poświęcony jest jednemu z
bohaterów, co daje możliwość spojrzenia ich oczami na decyzje, które podejmują
i motywację, która popycha ich do określonych wyborów.
Spodziewałam
się czegoś zupełnie innego, ale mimo to przedstawiona historia jest na tyle
oryginalna i świeża, że warto było po nią sięgnąć. Rick Riordan zgrabnie wplótł
mitologię grecką do serii o Percym Jacksonie, w „Kronikach Kane” czytelnik może
zapoznać się z mitami egipskimi. Natomiast Pani Stiefvater jako jedna z
nielicznych odwołała się do podań celtyckich i napisała o nich w sposób, który
zachęcił mnie do zapoznania się z mitologią celtycką i sięgnięcia po kolejne
książki autorki.
Książka
napisana jest przyjemnym, lekkim stylem, co sprawia że czyta się ją w tempie
błyskawicznym. Język autorki jest delikatny, pełen niedomówień, przez co
książka nabiera ciekawego uroku. Niestety trzeba uzbroić się w świętą
cierpliwość, aby doczekać się tytułowego wyścigu śmierci. Sam wyścig ukazany
jest dopiero pod koniec książki i to na dosłownie kilku kartkach, co mnie
osobiście rozdrażniło, ponieważ na tak ciekawy opis nie dość, że niecierpliwie czekałam
prawie przez całą powieść, to jeszcze było go stanowczo zbyt mało. Jednak uczucie
tego niedosytu rekompensuje piękne zakończenie i cudowne ostatnie zdanie. Aż
mnie pazury świerzbią, by je zacytować…
W „Wyścigu
śmierci” interesujące jest w zasadzie wszystko. Zaczynając od ciekawych bohaterów,
dobrze opisanej wyspy i jej mieszkańców po - co jest oczywiste sam wyścig i
Each uisce. Zapewne nie będzie nikogo spośród Was, kogo nie zafascynowałyby one
na tyle, by przejść obok nich obojętnie i po skończonej książce nie powrócić do
nich myślami.
„To nie są
zwykłe konie. Niektóre toczą z pyska pianę, a ona przypomina morską kipiel –
ukrywa zęby, które później bezlitośnie rozszarpują ludzi. Konie są piękne i
śmiercionośne, w równym stopniu kochają nas i nienawidzą.”
Niewielką
trudność sprawia polecenie tej książki komuś, kto jeszcze nie doświadczył
przyjemności jazdy na końskim grzbiecie. Na pewno spodoba się miłośnikom koni,
którzy inaczej spojrzą na swoją pasję. Autorka jazdę konną przedstawia, nie
tylko jako coś pięknego, ale jako śmiertelnie groźną i niebezpieczną sztukę
zarabiania na życie, a konie jako te które do końca walczą o swoją wolność i
nie chcą ugiąć się woli człowieka. Nie mniej jednak nikt jeździć konno nie
musi, aby mógł przyjemnie spędzić czas z Wyścigiem. Jeśli jednak liczycie na
silne emocje, bo te pojawią się dopiero pod koniec książki i będą trwać jedynie
przez kilkanaście kartek, lub na historię miłosną rodem ze Zmierzchu, możecie
poczuć się zawiedzeni i mocno dotknięci brakiem akcji.
Historia
miłosna znajduje się gdzieś na dalszym planie i jest raczej opisem
rozwijającego się uczucia między dwójką młodych bohaterów, a nie ich płomiennym
uczuciem zrodzonym z pierwszego spojrzenia. Dzięki bogu, w książce nie ma
miejsca na rozterki miłosne, czy błahe kłótnie zakochanych. Jest to raczej
powieść o podejmowaniu trudnych decyzji, dorastaniu, poświęceniu dla innych, o wolności,
odwadze w dążeniu do realizacji marzeń i skomplikowanym uczuciu, które łączy eich
uisce z jeźdźcem.
„Wyścig śmierci” to moje pierwsze spotkanie z
Panią Stiefvater i było na tyle udane, że zamierzam kontynuować tę znajomość sięgając
po jej trylogię z Mercy Falls. Być może nie jest na tyle rewelacyjną powieścią,
aby z pianą na ustach i szalonym błyskiem w oku szybko ją sobie kupić, ale
przeczytać warto zwłaszcza jeśli kogoś zainteresowały podania celtyckie i
piękne, choć niebezpieczne Each uisce.
Moja ocena: 4,5/6
Stiefvater Maggie, Wyścig śmierci, wydawnictwo: Wilga, okładka miękka,
liczba stron: 488
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz