niedziela, 21 lipca 2013

Wyścig śmierci. Maggie Stiefvater

Wyścig śmierci - Stiefvater Maggie„Jest pierwszy dzień listopada, więc dzisiaj ktoś umrze.”

Co roku, na początku listopada na wyspie Thisby odbywa się Wyścig Skorpiona. Jeźdźcy na swoich rumakach, pięknych, ale śmiertelnie groźnych, muszą zrobić wszystko, aby dotrzeć do mety. Stawka jest wysoka – życie lub śmierć. W wyścigu bierze udział dwoje młodych ludzi: on ściga się, żeby wygrać, ona żeby przetrwać.








Wrrreszcie coś, co nie jest tanim, banalnym romansidłem. Wreszcie natknęłam się na coś, przez co nie muszę zgrzytać zębami gdy czytam o pięknym Edziu, zboczonym Greyu i jemu głupiutkich, uległych. Paranormalne, młodzieżowe fantasy przyzwyczaiły nas do takich samych, prostych historii, byle jakich bohaterów i równie żenujących romansów.  Na moje szczęście, w „Wyścigach śmierci” niczego, co by przypominało banał nie znalazłam.

Sięgając po tę książkę miałam mylne wyobrażenie, które nie wiem skąd się wytrzasnęło, że większa jej cześć będzie dotyczyła tytułowych wyścigów. Jednak przez 95% powieści poznajmy bohaterów oraz ich życie na wyspie. I co zaskakujące, żaden z nich nie irytuje i nie drażni tak jak potrafią to robić inni w popularnych, młodzieżowych fantasy. Mają do opowiedzenia własne historie, które mogą być dowodem na to, że bycie niepokornym i zbuntowanym wbrew pozorom daje szansę na osiągnięcie zamierzonego celu. Każdy rozdział poświęcony jest jednemu z bohaterów, co daje możliwość spojrzenia ich oczami na decyzje, które podejmują i motywację, która popycha ich do określonych wyborów. 

Spodziewałam się czegoś zupełnie innego, ale mimo to przedstawiona historia jest na tyle oryginalna i świeża, że warto było po nią sięgnąć. Rick Riordan zgrabnie wplótł mitologię grecką do serii o Percym Jacksonie, w „Kronikach Kane” czytelnik może zapoznać się z mitami egipskimi. Natomiast Pani Stiefvater jako jedna z nielicznych odwołała się do podań celtyckich i napisała o nich w sposób, który zachęcił mnie do zapoznania się z mitologią celtycką i sięgnięcia po kolejne książki autorki.

Książka napisana jest przyjemnym, lekkim stylem, co sprawia że czyta się ją w tempie błyskawicznym. Język autorki jest delikatny, pełen niedomówień, przez co książka nabiera ciekawego uroku. Niestety trzeba uzbroić się w świętą cierpliwość, aby doczekać się tytułowego wyścigu śmierci. Sam wyścig ukazany jest dopiero pod koniec książki i to na dosłownie kilku kartkach, co mnie osobiście rozdrażniło, ponieważ na tak ciekawy opis nie dość, że niecierpliwie czekałam prawie przez całą powieść, to jeszcze było go stanowczo zbyt mało. Jednak uczucie tego niedosytu rekompensuje piękne zakończenie i cudowne ostatnie zdanie. Aż mnie pazury świerzbią, by je zacytować…

W „Wyścigu śmierci” interesujące jest w zasadzie wszystko. Zaczynając od ciekawych bohaterów, dobrze opisanej wyspy i jej mieszkańców po - co jest oczywiste sam wyścig i Each uisce. Zapewne nie będzie nikogo spośród Was, kogo nie zafascynowałyby one na tyle, by przejść obok nich obojętnie i po skończonej książce nie powrócić do nich myślami.

„To nie są zwykłe konie. Niektóre toczą z pyska pianę, a ona przypomina morską kipiel – ukrywa zęby, które później bezlitośnie rozszarpują ludzi. Konie są piękne i śmiercionośne, w równym stopniu kochają nas i nienawidzą.”

Niewielką trudność sprawia polecenie tej książki komuś, kto jeszcze nie doświadczył przyjemności jazdy na końskim grzbiecie. Na pewno spodoba się miłośnikom koni, którzy inaczej spojrzą na swoją pasję. Autorka jazdę konną przedstawia, nie tylko jako coś pięknego, ale jako śmiertelnie groźną i niebezpieczną sztukę zarabiania na życie, a konie jako te które do końca walczą o swoją wolność i nie chcą ugiąć się woli człowieka. Nie mniej jednak nikt jeździć konno nie musi, aby mógł przyjemnie spędzić czas z Wyścigiem. Jeśli jednak liczycie na silne emocje, bo te pojawią się dopiero pod koniec książki i będą trwać jedynie przez kilkanaście kartek, lub na historię miłosną rodem ze Zmierzchu, możecie poczuć się zawiedzeni i mocno dotknięci brakiem akcji.

Historia miłosna znajduje się gdzieś na dalszym planie i jest raczej opisem rozwijającego się uczucia między dwójką młodych bohaterów, a nie ich płomiennym uczuciem zrodzonym z pierwszego spojrzenia. Dzięki bogu, w książce nie ma miejsca na rozterki miłosne, czy błahe kłótnie zakochanych. Jest to raczej powieść o podejmowaniu trudnych decyzji, dorastaniu, poświęceniu dla innych, o wolności, odwadze w dążeniu do realizacji marzeń i skomplikowanym uczuciu, które łączy eich uisce z jeźdźcem.

 „Wyścig śmierci” to moje pierwsze spotkanie z Panią Stiefvater i było na tyle udane, że zamierzam kontynuować tę znajomość sięgając po jej trylogię z Mercy Falls. Być może nie jest na tyle rewelacyjną powieścią, aby z pianą na ustach i szalonym błyskiem w oku szybko ją sobie kupić, ale przeczytać warto zwłaszcza jeśli kogoś zainteresowały podania celtyckie i piękne, choć niebezpieczne Each uisce.

Moja ocena: 4,5/6

Stiefvater Maggie, Wyścig śmierci, wydawnictwo: Wilga, okładka miękka, liczba stron: 488
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz